czwartek, 7 listopada 2013

TadGo Team - grunt to dobrana ekipa

W każdych zawodach chodzi o rywalizację. Niezależnie czy z innymi czy z samym sobą. Czasami walczymy zaciekle, do ostatniej kropli krwi, a czasami rywalizacja ma zdecydowanie spokojniejszy charakter i sprowadza się do towarzyskiego współzawodnictwa. Jednak poza tym elementem, który jest najważniejszym elementem zawodów, istnieje także druga część - czyli wszystko to co dzieje się poza zawodami, znajomi, przyjaciele, nowe miejsca, nawe doświadczenia..

Podczas wyjazdu do Zurichu towarzyszyła mi fantastyczna grupa przyjaciół, która sprawiła, że wyjazd miał drugie, niepowtarzalne oblicze. Rosiu, Wąski, Konrad, Tomek i Basia stworzyli grupę, z która chciało się przebywać. Rozbawiali mnie swoim poczuciem humoru, wspierali w kryzysowych chwilach, a swoją cierpliwością i luzem sprawili, że mogłem poczuć się komfortowo mimo czekającego mnie startu.
W Zurichu spotkałem się także ze znajomymi sprzed lat, którzy obecnie mieszkają na stałe w Szwajcarii - Konradem i Agnieszką. Dzięki ich opiece poznaliśmy Zurich z innej strony (nie tej z przewodników;P). W momencie kiedy seria niefortunnych zdarzeń zmusiła nas do nadprogramowego pozostania na obczyźnie dodatkowe dni, zaoferowali bezinteresowną pomoc. Przygarnęli pod dach. Nakarmili. A nawet zoferowali polskie, zimne piwo!!:)

W Polsce było także kilka osób, bez których wsparcia nie udało by się moje przedsięwzięcie. Ania i Tomek Lorenc z hotelu Kaskada w Poznaniu, wypożyczyli nam swojego busa. Dzięki temu wszyscy zmieściliśmy się do jednego pojazdu, który był świadkiem licznych dyskusji (od tematów błahych o prozaicznych po poważne filozoficzno - egzystencjalne:). Karol Topolewski, który znając z czym wiąże się ekstremalny wysiłek fizyczny związany ze startem w zawodach, bez chwili zawahania wspomógł mnie odżywkami ENERVT, które utrzymywały moje zasoby energetyczne na odpowiednim poziomie przez cały wyścig. Magda Bobryk, która przygotowała logo TadGo Team, dzięki czemu wyróżnialiśmy się wszędzie
tam, gdzie się pojawialiśmy.

Wyjazd okazał się najlepszym wyjazdem wakacji. Gdyby nie mój team, sukces byłby niepełny!
Aha.. Motto wyjazdu brzmiało "Zawsze rób w życiu to co chcesz", a dzięki Ani nabrało ono nawet melodii!!:)

niedziela, 3 listopada 2013

... i po sezonie. Czas na refleksje

Po zakończonym sezonie, kiedy rozpoczęły się przygotowanie do kolejnych, przyszłorocznych startów, nadszedł czas na refleksje. Przede wszystkim maraton w Zurichu. Poniżej część pierwsza, dotycząca części sportowej:)

Dwa tygodnie przed startem w Zurichu były dla mnie trudne – nie byłem pewien, jak rozegrać temat odpuszczenia i regeneracji przed maratonem. W ostatnim sprawdzianie, w maratonie na Kiekrzu, czułem rosnącą formę, ale także zmęczenie.Ostatecznie końcowy okres odpuściłem bardzo mocno, redukując kilometraż do minimum i odpoczywając od wody. Niestety już kilka dni przed startem wiedziałem, że w moim przypadku ta taktyka nie zda roli - taka forma regeneracji okazała się nie korzystna. Jest to lekcja na przyszłość!

W dzień wyścigu przywitał nas słoneczną pogodą i spokojnym jeziorem. Temperatura wody była bardzo wysoka – ok 23st C. Z tego powodu organizatorzy rekomendowali nie używanie pianek. Asekuracja - Rosiu i Wąski w kajaku, odżywki przygotowane, taktyka omówiona. Byłem gotowy do wyścigu! Od samego początku znalazłem się w czołówce . Prowadził Australijczyk, w drugiej grupie płynąłem z Irlandczykiem i Włochem. Po ok 3 km zacząłem systematycznie nad nimi zwiększać przewagę. Co 30 min przerwa na jedzenie - banany, żele i batony ENERVIT, które miałem zapewnione dzięki pomocy Karola Topolewskiego, dystrybutora tych suplementów. Pogoda dopisywała, tempo zgodnie z planem było nieco szybsze niż na wynik 6h 30 min. Wszystko wyglądało jak najbardziej korzystanie.
W połowie dystansu (ok 13km) pogoda diametralnie się zmieniła – ogłoszono alarm burzowy 2go stopnia zaczęło bardzo mocno wiać i falować (ostrzeżenie dla jednostek znajdujących się na jeziorze. Alarm 1szego stopnia to bezwzględny nakaz opuszczenia wody i zacumowania przy najbliższej przystani). Fale dochodziły do 1m wysokości i uderzały mnie centralnie z przodu. Bardzo mocno utrudniło to pływanie i znacznie zaniżyło tempo pływania.Chłopaki na kajaku też mieli ciężki okres. Przy trudnych warunkach, oprócz pilnowania trasy, czasów karmienia musieli także walczyć z wiatrem i z falami.
Równocześnie z pogorszeniem pogody pechowo odnowiła mi się kontuzja barku.Przez resztę wyścigu walczyłem nie tylko z wodą, ale także z bólem. Kolejny element, który na przyszłość na pewno wezmę pod uwagę podczas przygotowań. Był to także okres, w którym zrozumiałem idee transcendentalności, pod której ideą rozgrywany jest ten maraton:) Był to bardzo trudny okres, przede wszsytkim dla głowy. Na szczęście dzięki cierpliwości Rosia i Wąskiego, a także wielu "moich" mastersów z CityZen, którzy trzymali za mnie kciuki, parłem do przodu. Po ok 18km wiatr zaczął cichnąć i fala opadać, a ostatnie 5km płynąłem już w pełnym słońce i na spokojnej wodzie - zupełnie jak przy starcie wyścigu. 
Ukończyłem zawody na 2 miejscu z czasem 7h 31min. Wolniej niż planowałem, ale z ogromną satysfakcją, że nie poddałem się mimo kontuzji!:) Jestem pierwszym Polakiem, który ukończył maraton pływacki w Zurichu.

TD